poniedziałek, 14 marca 2011

Na okrągło

Obiecałam Ani z Doll Second Hand rzut oka na niedoceniane przeze mnie kolczyki Alaski. Niniejszym obietnicy dotrzymuję. :-)) Nie było to proste; ich założenie wymagało użycia brutalnej siły i naparstka. Tak, czy inaczej dziurki w uszach Alaski już są i mogę jej skombinować jakieś zamienne kolczyki. Coś delikatnego, koraliki... Pomyślimy nad tym. A teraz zdjęcia. (Tradycyjnie takie sobie; w tle mój duży pokój, a Alasce związałam włosy jej szalikiem, żeby było widać trochę główny punkt programu. ;-)))




No tak, może i nawet pasują te kolczyki do jej stroju. Może. Trochę. Ale nosić ich nie będzie. Ta wielkość mnie przeraża (biedne rozciągnięte płatki uszu). No a forma trochę nieprzyjemnie się kojarzy - znacznie częściej widuję takie kolczyki nie w stylizacjach hippisowskich, czy folkowych, ale w blacharskich. Można sobie uwarunkować negatywną reakcję. ;-P

poniedziałek, 7 marca 2011

Alaska

"Your beauty is beyond compare
With flaming locks of auburn hair
With ivory skin and eyes of emerald green
Your smile is like a breath of spring"
(Dolly Parton, "Jolene")

"You remember when we would play
Life with you was a beautiful game"
(The Puppini Sisters, "Soho Nights")

"[...]The hottest girl in all of human history was standing before me in cutoff jeans and a peach tank top."
(John Green, "Looking for Alaska")

Koniec części drugiej dramatu pt. "Sesja"; trzeba nadrobić zaległości. A zatem historii część trzecia. Ellowyne "Always Playing Solitaire" urzekła nas - znaczy Ukochanego i mnie - od razu. A jednak nie była moim pierwszym wyborem - jak wiemy, ubrane lalki potrafią być nawet dwa razy droższe od wersji basic. Więc tylko spoglądałam sobie na nią na stronie i coraz bardziej się przełamywałam... Definitywnie złamać się nie zdążyłam. Z pomocą przybył Ukochany, darowując mi tę pannę w prezencie.

Niniejszym to właśnie Piotrowi dedykuję dzisiejszy wpis. :-))

"Always Playing Solitaire" uchodzi za jedną z dwóch najładniejszych Ellowynek z 2008 roku i (naszym zdaniem) jest to absolutnie zasadne. Śliczny, miedziany kolor włosów, kocia zieleń oczu i koralowe usta - czyli cechy które często są postrzegane za świetne połączenie - nadają jej olśniewającą, ale przy tym pełną swoistego ciepła urodę.

Strój jest bardzo udany. Niektóre elementy pojedynczo do mnie nie przemawiają, ale nie da się ukryć, że doskonale współgrają jako całość. Tak więc zaakceptowałam czarny szaliczek bogato przepleciony złotą nitką i w dodatku ozdobiony cekinami, szarą kamizelkę niemiłosiernie przeładowaną koralikami i także cekinami i klapki na korkowym (ok) koturnie, ze złotej (ble) "skórki". Nie miałam miłosierdzia dla jednej części - kolczyków. Wielkie koła w złotym kolorze. Dramat. Nie przepadam za takimi, ale może nawet by uszły w towarzystwie reszty tej cygańsko - hippisowskiej stylizacji, gdyby nie skala. Ich wielkość spokojnie, myślę, przekraczała jedną czwartą Ellowynkowej twarzy (a wszyscy wiemy, że one nie mają najmniejszych łebków...). Nie! Tego jej nie założyłam. Nawet nie przymierzyłam. Mój umysł automatycznie podsuwa mi wizję mnie w takiej biżuterii i to już wystarcza, żeby zaczęły mnie boleć uszy.

No dobra, to dlaczego w takim razie piszę, że strój udany? Bo mamy spodnie z szarobłękitnego zamszu, tłoczone w kwietne motywy. Wzory są jeszcze podkreślone złotym kolorem, a więc ładnie się komponują i ze złotym "skórkowym" paskiem, i z wspomnianymi już klapkami i szaliczkiem. Spodnie wykonane są zresztą świetnie; starannie podszyte białym materiałem, zgrabnie układające się na biodrach, dzwony. W ramach góry mamy top z wielokolorowego tiulu, na przodzie lekko pomarszczony. Szarość, błękit i zieleń są przełamane na środku plamą płomiennej czerwieni, co ładnie dodaje życia całości stroju. Bluzeczka odsłania trochę brzuch (ale niech, tam, jest jeszcze długa kamizelka, a zresztą przeziębienie nerek za dużo nie ma do rzeczy, gdy rozmawiamy o lalkach). Ogólnie strój dość mocno wpada w odcienie szarości - szczególnie gdy zasłonięty jest nieco żywszy kolorystycznie top. Dlatego też połyskliwe elementy nie wyglądają tu źle. Owszem, jest kolorowo, ale nie można całości zarzucić zbytniego przepychu.

Aha, biżuteria. Poza nieszczęsnymi kolczykami są dwie koralikowe bransoletki na nadgarstki i jedna "skórkowa" (złota, rzecz jasna ;-)) na ramię. Zsuwa się bez pierwszy. Ale co tam, pasuje. Więc jest trochę klimatów cygańskiej wróżki; pewnie nieprzypadkowo, biorąc pod uwagę firmową nazwę lalki. Jest i hippisowsko, co z kolei do mnie przemawia, bo zanim zdecydowałam się zostać ponurą socjopatką przez pewien czas wierzyłam w rzeczy takie jak "peace, love, joy", komuny, kwiaty i długie włosy powiewające na wietrze...

Ok, a teraz pora na trochę zdjęć Alaski Young.