środa, 2 lutego 2011

Solace

Myślałam, że uda mi się napisać coś wcześniej, ale nie doceniłam przeciwnika. Walka z Systemem* zajęła mi skutecznie ostatnie dni. Nie było łatwo i nie będzie. Obie strony zbierają już siły do drugiego starcia, w marcu. Oczywiście ja też nie jestem ułomkiem - cztery lata udało mi się przeżyć, przeżyję i ten ostatni rok. A o tej bitwie będą jeszcze latami śpiewać bardowie. Ale tymczasem wróćmy do tematu lalek.

Część druga potoczyła się według nieco innego schematu, niż najbardziej naturalne: zobaczyłam - rozważyłam - nabyłam (drogą kupna). Otóż było to tak... Moja ulubiona firma Wilde Imagination, oprócz tego, że sprzedaje swoje cudne lalki, od czasu do czasu również daje szansę zdobycia ich jako nagrody w konkursie. I taki był mój plan. Zarzekałam się wszem i wobec, że kupię tylko jedną, ale chwila, moment, nikt nie powiedział, że nie mogę następnej dostać... ;-) Zadanie konkursowe było z pozoru proste: napisać wiersz od czterech do ośmiu wersów, dotyczący Ellowyne, ponury, depresyjny i obowiązkowo ze słowem "melancholy" w środku. (Oczywiście, rzecz miała być po angielsku.)

Listopad nie był dla mnie dobrym czasem na wiersze. Ale w pewnym sensie na inne rzeczy był jeszcze gorszy. Tak więc przedostatniego dnia konkursu, kiedy już wiedziałam, że teraz albo nigdy, usiadłam i napisałam. Nic tak nie motywuje jak deadline na karku. I szczerze mówiąc podejrzewam, że słowo "wena" w wielu przypadkach oznacza właśnie tyle samo, co "czas mi się kończy". ;-) Ukochany został oczywiście pierwszym krytykiem. Swoją rolę potraktował bardzo poważnie i profesjonalnie, wprowadzając pewne poprawki stylistyczne. Rzecz wysłałam i byłam bardzo z siebie zadowolona.

Do czasu. Konkretnie do następnego dnia, kiedy to uświadomiłam sobie, że nie mam szans. Że jestem tylko kiepsko mówiącą po angielsku obywatelką biednej Polski i gdzie mi się tam mierzyć z native speakerami.

Więc bez specjalnej nadziei, ale jednak czekałam na ogłoszenie wyników. No i pewnego dnia sprawdzam, jak zawsze, pocztę, a tam... Że "your poem was very clever" i że zajęłam drugie miejsce i moi przyjaciele z Wilde Imagination mi gratulują. No, wyobrażacie sobie?

I tak trafiła do mnie Solace.

Pokrótce opis i przejdziemy do zdjęć. Solace jest to Essential Ellowyne Three. Perukowa, z wstawianymi szklanymi (?) oczami. Lalka, której sama bym nigdy nie wybrała. Na zdjęciach firmowych zupełnie mi się nie spodobała. Kiedy ją rozpakowałam, jasne, cieszyłam się bardzo, ale w naturze też do mnie jakoś nie przemówiła. Jeszcze tylko spróbowałam jej zamienić perukę z blond falistej na kruczoczarną i... Przepadłam. Wystarczyła ta niewielka z pozoru zmiana, żeby Solace nabrała zupełnie innego charakteru. Jest prawdziwą pięknością. Ma bladą trójkątną twarzyczkę, częściowo zasłoniętą ciemnymi włosami (bardzo udana fryzura). Szklane oczy też jakby nabrały głębi (na zdjęciach firmowych wyglądała moim zdaniem potwornie sztucznie i nieciekawie; "na żywo" okazuje się bardzo naturalna). Makijaż bardzo delikatny, kolorystycznie przypominający ten Arsinoe, tylko oczy mniej wycieniowane: trochę eyelinera i odrobina srebrnego cienia na górnych powiekach. Ubrana w śliczną bieliznę, a może raczej piżamkę. Do tego białe sandałki, tym razem na sprzączki. Mam już dla niej parę pomysłów na stylizacje i jestem pewna, że spisze się świetnie, ale uwielbiam też jej obecny wygląd. Jest taka dziewczęca, trochę jakby smutna... Zresztą, popatrzcie sami. :-)) (Oczywiście kiedyś nadejdą lepsze zdjęcia. I słońce. I lato. Podobno.)







*S.E.S.J.A. = System Eliminacji Studentów Jest Aktywny