niedziela, 7 listopada 2010

No to na słodko...

Ano, obiecałam - słusznie mnie Kasia pogania. (Buziaki! :-*) Tyle, że w ostatnich dniach trochę się namieszało w tak zwanych "sprawach rodzinnych", no i też wyjątkowo dużo jak na ostatnie czasy wychodziłam z domu i zupełnie nie miałam do bloga głowy.

No i niepotrzebnie zrobiłam tę przerwę, bo tylko podkręcam oczekiwania, a w zasadzie chyba nie warto... Owszem, z filcowanek jestem dumna, ale zdjęcia tragiczne i już ich nie poprawię. Kolczyki - bo to było przeznaczenie owych itemów - powędrowały do Pewnej Bardzo Świetnej Osoby, w ramach prezentu urodzinowego. Tak, że pozostaje Wam wierzyć mi na słowo: w naturze były lepsze!


A następnym razem będzie o tym, gdzie się dzisiaj wieczorem (a także 19 października) szlajałam. Poza tym, może trochę o ekstremalnym filcowaniu, no i zbliżamy się nieuchronnie do momentu, kiedy zadebiutuje tu pewna Ellowyne... :-) Pozdrawiam Was ciepło i życzę dobrego kolejnego tygodnia.